„My brain is my enemy…” dlaczego tak?
Praktycznie jak każdy, dla którego praca nie jest pracą lecz hobby mam problem z rozgraniczeniem zadań czysto zawodowych (rzemieślniczych) z tymi które są czystą formą rozrywki intelektualnej. Wrogość mojego umysłu jest przyczyną zagłębiania się w błahe problemy na tyle głęboko, że urastają do miana wielkiego przedsięwzięcia, na którego wykonanie potrzeba co najmniej worka pieniędzy i godzin pracy. Oczywiście da się z tym walczyć – mój sposób jest prosty – zrobić to jak najszybciej jak się tylko da, w taki sposób, żeby wrogi umysł nie zaczął wynajdywać nowych i coraz to ciekawszych rozwiązań problemu przed którym stoi.
„My brain is my enemy…” oj tak, przecież prawie za każdym razem latając nieopodal plejad i kwazarów (nie mylić proszę z „dziećmi indigo” i innymi „galaktycznymi wędrowcami”) złowrogość umysłu daje się we znaki tworząc coraz to bardziej zagmatwane konstrukcje logiczne, w sposób nieodgadniony i nieokiełznany – powstają potem tzw. „ciemne strony pracy”.
Kiedyś jak widać na załączonym obrazku kolekcjonowałem sprzęt, na każdym był inny system operacyjny, wszystko „ładnie” spięte w sieć – poznawałem, uczyłem się i wkręcałem – teraz jest podobnie, ale wszystko zwirtualizowane. Tylko jedno się zmieniło – na klawiaturze trzymam żyletki bo nie mam czasu na nic więcej niż pracę – zabawa niestety musiała odejść na dalszy plan. Meandry mojego rozumu dalej są jak nieprzyjaciel próbujący powiedzieć jak Daft Punk „faster, better… „
„My brain is my enemy…” bo tak.