Generalnie każdy chce się zareklamować z dobrej, jak najlepszej strony. Umieszcza więc wersję demo swojego produktu, najlepiej online – w końcu czemu by nie skorzystać z dobrodziejstw „światowej sieci”. Już sama nazwa działa jak lep na muchy wszystkich „fachowców” do marketingu – światowa AAAAAA. No jeden z drugim siadają naprzeciw siebie i „móżdżą”, kombinują, piją kawa za kawą. OO jest pomysł na reklamę światową. Zamieńmy naszą aplikację na stronę, tak aby nikt nie mógł nam podpierdolić softu. Przecież złodzieje czają się na każdym kroku. No i tworzą, tworzą, programują tygodnie całe. Systemy przerabiają, moduły dodają, kombinują ogólnie jak dzikie konie. Melają tak jeszcze czas jakiś. Mieszając dokumentnie w kodzie, na serwerach, w domach, na łatkach i przy balustradach – ale klops, dupa zbita – działać nie będzie i basta. Tutaj zwyczajowy konflikt wewnętrzny pomiędzy marketingowcami a programistami, grafikami, administratorami – ogólnie ludźmi, którzy starają się coś zrobić. No może nie zawsze dla dobra tak zwanej firmy, ale dla siebie – ot zwyczajowo, żeby było ładnie. A przecież ostatnio na stackoverflow było ciekawe rozwiązanie podobnego problemu – tylko jak kurwa to ma prawo działać? A jednak, nie działa – HA!. Ale nic to, obejście zawsze się znajdzie, tutaj wchodzą stare słowa: „nie trzeba ładnie, wystarczy skutecznie” no i jest – upgragniona wersja:
Nawet działa, super. Marketingowcy szaleją, firma się kręci – ogólnie szał ciał i świst pizd – extra. Następnego ranka przed biurkiem staje zmęczony marketingowiec i widzi jak mu skrzynka pocztowa nie pęka w szwach. Oburza się lekko, bo miało być światowo. Nic to, kawa i kolejny dzień jak zawsze – po prostu i bez rewolucji na rynku – ehh. Mijają dni, skrzynka pusta. Ehh co za życie. Czasami wpadnie jakiś ciekawy mailing z propozycją nie do odrzucenia, rachunek za wodę przez pół roku nie zapłacony. Życie toczy się dalej. W między czasie sieć zaczyna jednak o sobie dawać znać, jednak nie od razu na mailu marketingowca, ani nikogo zainteresowanego zawodowo tematem. Google nie śpi, jak wielki brat czuwa nad każdą informacją. W najmniej spodziewanym momencie przekieruje w swojej chorej i tylko sobie znanej logice demiurga na stronę programu kogoś kto tak na prawdę tego nie chciał. Ale że ma chwilę wolnego, a i tak nic bardziej ciekawego aniżeli program text-to-speech w tech chwili nie istnieje – to czemu by nie. Sprawdza sobie czy działa, oo – nie działa. Coś się zepsuło w niesamowitej aplikacji demo? W żadnym razie aplikacja działa poprawnie – w końcu „sample text” przeczytała.
No co za świnia użyła narodowego języka producenta aplikacji? Spisek jakiś. Chamy zbuntowane, nie używają światowej aplikacji jak należy.
Dlatego też, biorąc pod uwagę owych niesamowitych marketingowców i całą resztę bandy w rajtuzach przenoszę się z, przez wielu uważanego za najlepszy edytor Vim’a do nowego edytora dla programistów: OmmWriter. Niebawem, w hołdzie głosom zza granicy powstanie aplikacja text-to-speech pozwalająca rozumieć napisy tlhIngan (klingońskie). !!!
Oj jak jeszcze nie działa to niestety wina marketingu – za szybko dał znać w „światowe media” :)