Wstałem rano i jak zawsze załączyłem ekspres. Podczas picia kawy cały czas migała czerwona lampka nieco przykurzonego modemu, connection error. Znudzony podniosłem wzrok, w tym przypadku obserwacja tego co się dzieje za oknem musi mi wystarczyć. Siorpię kawe i zastanawiam się nad tym jak to było jeszcze kilkanaście lat temu, ściąganie filmów i nagrywanie ich na CD, potem DVD, a potem na dyski zewnętrzne. Gromadzenie danych właściwie bez totalnego sensu – ale wtedy miałbym co robić przy kawie. Klik i proszę, film dokumentalny o produkcji konopii indyjskich.
O, ktoś wyszedł wyrzucić śmieci, siorp.
Praca leży, właściwie nie mam co się śpieszyć z piciem kawy. Mogę robić co mi się chce. Super. Chwilkę, ale lampić się na ludzi łażących za oknem to mi się akurat zupełnie nie chce. Spokojnie, to tylko chwilowa przerwa, max 10 minut – w końcu to u nich problem skali, wytrzymam. Chwała bogu nie jestem dostawcą pizzy muszącym doręczyć ładunek w góra 20 minut. Mam czas. No dobra ale jak coś ciekawego się wydarzy? Jakiś nowy trend, strumień, albo rzeka danych popłynie, a ja będę – że jak? Offline? Ok, klik, klik, klik – fajno jestem online, no dobra centrum miasta na mobilny internet to nie do końca dobry pomysł ale do przesłania parunastu informacji wystarczy. Klik, kuurwa jeszcze te wszystkie zewnętrzne linki do JavaScriptów, jakiś flesz, fajnie jest strona z niusami. O. Klik. Noo dobra, biało… Siorp. Kawa się kończy, ja nie zobaczyłem nic ciekawego, nic nie poczytałem. O. lampka jest zielona. Klik, klik, BT wyłączone. Ooo taak, jestem, mam dostęp do danych. Tak, tak powszedni aktualnie atut mieszkania w cywilizowanym świecie – mam dostęp do miliardów stron, tekstów. Co prawda na moim terminalu nie ma za dużego dysku, właściwie mieści się tam tylko loader czegoś na wzór przeglądarki internetowej. Odpalam sobie grooveshark’a, potem załączam imo.im, google, moje środowisko IDE oparte o Amy – jestem, mogę swobodnie pracować.
Może to i mała fantazja na temat, jedno wiem na pewno – dalej będę siorpać kawę.